Bez wątpienia największy wyścig XC w Polsce z wysoką kategorią – UCI HC. Możliwość zdobycia dużej liczy punktów do międzynarodowego rankingu UCI, przyciąga wielu mocnych zawodników z całego świata. Niepowtarzalna okazja żeby na „własnym podwórku” sprawdzić się w tak silnej stawce. Oczywiście nie mogło mnie tu zabraknąć 🙂
Wyjazd w pt rano, dzień przed zawodami. Start 6:30, koło 11:00 zameldowałem się na kwaterze w Jeleniej Górze. Tak właśnie lubię – rano, sprawnie, jeszcze bez korków w Warszawie, bez upałów w ciągu dnia. Po podróży chwila luzu i jazda na trasę wyścigu. Runda od kilku lat bez większych zmian – trudna technicznie, trudna fizycznie, ale bardzo fajna – naturalna, ciekawa i dająca dużą frajdę z jazdy.
Zrobiłem trzy pętle. Przyznam, że po tym treningu trochę mi ulżyło, bo wcześniejsze dni były dla mnie jakieś dziwne – zmęczenie i brak siły bez wyraźnej przyczyny. Rzadko zdarza mi się takie coś. Zamiast mocnego treningu w środku tygodnia, musiałem zupełnie wyluzować. Dzień później też nie było lepiej. Całe szczęście po konsultacjach z trenerem wszystko wróciło do normy. W piątek wyraźnie odżyłem, więc z treningu na trasie wróciłem zadowolony. Luz, jedzenie i jazda na zapisy. Tu trochę nerwów, bo stanie przez 45 minut w 5-cio osobowej kolejce nie jest niczym fajnym…Procedura wydawania numerów startowych zdecydowanie nie była mocną stroną tej imprezy. Wieczorem luz i ładowanie baterii przed jutrem.
Start Elity Mężczyzn zaplanowany był na godz 15:45, więc sobotnie przedpołudnie również minęło bardzo spokojnie. Później szykowanie i posiłek przedstartowy. Ostatnimi czasy, na 3h przed startem jem 150 gram białego ryżu z miodem i cynamonem. Czasami dodaje jeszcze banana. Wcześniej był to makaron z niewielką ilością pesto. Miałem też eksperymenty z kaszą jaglaną, kaszą gryczaną, czy płatkami owsianymi. Tak naprawdę w trakcie jazdy nie czułem większej różnicy. Najważniejsze, to trzymać się podstawowych zasad: 2-4h przed wysiłkiem, lekki i łatwostrawny posiłek bogaty w węglowodany.
Ostatnie 40 min przed wyścigiem to tradycyjnie rozgrzewka. Trochę na trasie, trochę w cieniu na rolce. 15:35 – ustawienie na linii. Na starcie sporo mocnych zawodników m.in Daniel Mcconnell, Hans Becking, Anton Sintsov , Jan Skarnitzl, Fabian Giger, również najlepsi zawodnicy z Polski -Bartek Wawak i Marek Konwa. Tak silnej obstawy w Jeleniej Górze jeszcze nie było. Zajmuję drugi rząd. Ostatni łyk izo, strzał startowy prezesa PZKol – Dariusza Banaszka i w drogę! 🙂
Runda rozjazdowa: Początek bardzo dziwny – jazda w dół po skoszonej trawie. Jest nerwowo, wywrotka tuż obok mnie, całe szczęście jakoś się ratuje. Prawo góra, przejazd przez sztuczną sekcję i skręt w lewo. Stawka powoli się rozciąga, są lekkie zatory, jednak bez większych korków.
Runda nr1: Jadę gdzieś w połowie stawki, może trochę wyżej. Podjazd, zjazd po skale, znów góra i dół po schodach. Samopoczucie niezłe, choć nogi i płuca na dużym „zapieku” . Wjazd na kręty fragment trasy – tu można trochę „odpocząć”. Mniej siły , więcej techniki i zabawy z rowerem. Przejazd przez boks techniczny, góra, chwila płaskiego i w dół po najtrudniejszym zjeździe zwanym „Mordorem”. Dużo ludzi, fajny, głośny doping. Zjeżdżam w miarę ok i cisnę dalej. Podjazd na najwyższy punkt trasy, zjazd, chwila płaskiego i znów góra. Jadę jeszcze w sporej grupce m.in za Piotrem Brzózką. Kręty zjazd, odcinek z rundy rozbiegowej i pierwsze okrążenie za nami.
Runda nr.2. Jakoś strasznie się męczę. Tempo nie jest złe, ale mam wrażenie, że zaraz będę musiał wyraźnie zwolnić. Staram się utrzymać zawodników z którymi jadę i czekam na lepsze czasy.
Runda nr 3. Trochę puszcza. Co prawda Piotr lekko mi odjeżdża, ale wyprzedzam dwóch innych zawodników. Łapie właściwy rytm i jadę swoim równym tempem. Co jakiś czas biorę łyk izo z bidonu – jest dość ciepło, więc trzeba pamiętać o regularnym nawadnianiu.
Runda nr 4. Gonię zawodnika z Holandii. Już od dłuższego czasu mam do niego 5-10 sekund. W sumie ok – to mnie dodatkowo nakręca do szybszej jazdy. W połowie rundy, na podjeździe mija mnie jeden z faworytów wyścigu – Daniel Mcconnell. Przez chwilę poczułem się jakbym stał w miejscu…Australijczyk miał defekt, teraz odrabia straty. Jedzie jak wściekły…a ja ciut wolniej swoim tempem 😉
Runda nr. 5. Ponad 1h ścigania za mną. Wciąż czuje się ok, bez większych błędów pokonuje kolejne fragmenty trasy. W pewnym momencie uświadamiam sobie, że jeszcze nie jadłem żela…szybko nadrabiam zaległości. Zazwyczaj jem dwa w ciągu wyścigu: pierwszy po ok. 30min, drugi po ok. 1h. Teraz trochę o tym zapomniałem, ale całe szczęście bez większych konsekwencji.
Runda nr 6. Ostatnie okrążenie. Holender wciąż jest chwilę przede mną. Za plecami nie widzę nikogo. Podjazd, zjazd po skale, znów góra i dół po schodach. Ja jadę 100%, on również – nie daje rady się do niego zbliżyć. Pełna koncentracja na „Mordorze”, ostrożny podjazd po schodach i wzniesienie na szczyt. Ostatnie minuty ścigania ścigania wychodzą jak trzeba – szybki zjazd po polanie, przejazd przez las i góra do mety. Finito. Ostatecznie zajmuje 17 miejsce z czasem 1h 30min 28sek . TU wyniki.
Dobre ściganie wyszło. Czułem się ok, nie popełniłem żadnych błędów i sprzęt działał jak trzeba. Po różnych przygodach podczas majowych wyścigów (Wałbrzych – gleba, Chorzów – przebita opona, Nove Mesto – kraksa zaraz po starcie), potrzebowałem takiego udanego, „czystego” przejazdu.
Tradycyjnie na koniec podziękowania: dla WKK za obsługę na boksach technicznych, dla trenera za obecność i cenne wskazówki, dla wszystkich którzy stali przy trasie i kibicowali. Fajnie było. Widzimy się już w najbliższą sobotę na kolejnej edycji Pucharu Polski, tym razem w Białej! 🙂
fot. okładkowe: Młoda Photography
Jezior – lecisz jak na skrzydlach! 🙂