Druga edycja Pucharu Polski, tym razem w Lublinie. Ścigałem się tu nie raz, więc wiedziałem co mnie czeka. Tr
Do Lublina ruszyłem rano w dniu startu. Na około 3h przed wyścigiem zameldowałem się na miejscu zawodów. Szybkie zapisy, zmiana ciuchów i objazd trasy. Dużych modyfikacji względem ostatnich lat nie było, więc jedna zapoznawcza runda starczyła. Chwila luzu, rozgrzewka i możemy zaczynać. Rozstawianie na starcie odbyło się według klasyfikacji generalnej, a więc w tym przypadku na podstawie wyników z pierwszej edycji. Zjawili się wszyscy czołowi zawodnicy Pucharu Polski. Zapowiadało się fajne ściganie.
Ściąganie cieplejszych ciuchów, chwila czekania na sygnał startera i ogień.

Pokonujemy ostatni odcinek rundy – zjazd z kilkoma nawrotami o 180 stopni, dość szybki podjazd , dół po schodach, nawrotka i prosta startowa. Runda nr. 1 zakończona. Do końca jeszcze 6.
Wciąż jestem na prowadzeniu i w sumie dobrze mi z tym. Chłopaki „siedzą” na kole, ale raczej nie jest to trasa, gdzie można oszczędzać energię jadąc z tyłu. Ja tam nie lubię „czarowania”. Czuje się dobrze – cisnę swoje 🙂
Góra, dół, skoki, nawroty – jest fajnie, ciekawie. Czuje „flow”, rower dobrze się prowadzi, wszystko gra. Najważniejsze, że noga lekko kręci. Druga runda bez zmian. Na trzecim okrążeniu lekko w tyle zostaje Michał, później Marcel. Mniej więcej od połowy dystansu na czele jesteśmy już tylko w trójkę – Filip, Kuba, ja. Mijamy boks techniczny, łapie żela, łyk z bidonu i ciśniemy dalej. Ludzi przy trasie sporo, jest doping, jest fajnie. Zaczynamy 4 okrążenie.
Filip podkręca tempo i zyskuje kilka sekund. Zaczynają się dodatkowe „przeszkody” w postaci dublowanych zawodników. Robi się trochę nerwowo. Jadąc na mocnym „zagięciu”, wyprzedzanie wolniejszych zawodników jest szczególnie nieprzyjemnie. Ciężko jest co chwila prosić kogoś o drogę, w momencie gdy ledwie łapie się oddech. Całe szczęście wszyscy ładnie zjeżdżają.
Filipowi nie udaje się uciec. Znów jedziemy razem.

Przejazd przez linię start/meta, dzwonek na ostatnie okrążenie. W tym momencie zaczyna mocniej padać. Robi się ślisko, robi się ciekawie. Po fragmencie z ciasnymi nawrotami, gdzieś w połowie rundy, atakuje Kuba. Filip za nim, ja jadę jako trzeci. Sztywny podjazd, zjazd, drop i znów kilka ostrych zakrętów. Filipowi uślizguje się tylne koło, wychodzę na drugą pozycję i gonię Kubę. Kuba ma kilka sekund przewagi. Ostatnie 2-3min ścigania. Tu już nie ma czarowania – wszyscy jadą 100%. Filip jest tuż za mną. Wygląda na to, że będziemy walczyć o drugie miejsce. Na podjeździe daje się wyprzedzić, jednak czeka nas jeszcze finał na kostce.
Zjazd schodami i ostatnia nawrotka. Filip jedzie dość szeroko, ja ścinam zakręt, przez co wytracam trochę prędkości. Ostatnie 200metrów, walka do końca, niestety niekorzystna dla mnie. Ostatecznie zajmuję 3 miejsce. Kilka sekund przed nami, jako pierwszy na metę wjechał Kuba Zamroźniak.
TU wyniki.
Dobre ściganie było. Naprawdę fajne. Oczywiście czuje duży niedosyt. Poziom był bardzo wyrównany i mogło się to potoczyć inaczej. Mimo przegranej końcówki, cały wyścig oceniam na plus. Wyglądało to zdecydowanie lepiej niż 3 tygodnie temu na pierwszej edycji w Białymstoku. Samopoczucie znacznie lepsze, noga wyraźnie lepiej się kręciła. Sprzęt spisał się ok. Nowe rzeczy od shimano – napęd, kask, buty – „zrobiły robotę” 🙂

Na koniec podziękowania dla Warszawskiego Klubu Kolarskiego za pomoc w wielu sprawach. Fajnie, że zawsze mogę liczyć na wsparcie ze strony mojego rodzimego klubu. Szczególnie dzięki dla Konrada za pożyczenie amortyzatora i mechanika Przemka, za szybki montaż.
Dzięki wszystkim za doping, było fajnie. Już w najbliższy weekend widzimy się w Wałbrzychu na jednym z ciekawszych wyścigów rozgrywanych w Polsce – w tym roku pod nazwą „Invest Park – Górale na start” ! 🙂
Wszystkie foty od Jakub Pecio Photography – Urodzony by Focić


Dodaj komentarz