Już od jakiegoś czasu miałem ochotę napisać kilka zdań na ten temat. Bodźcem motywującym do zrobienia tego posta, było niedawne zakończenie udanej współpracy z moim trenerem – Adamem Starzyńskim. Za nami trzy lata trenowania i ścigania, podczas których sporo osiągnęliśmy. Kończąc ten rozdział, postanowiłem pójść własną drogą i bazować na własnym doświadczeniu.
Łącznie, mam za sobą 10 lat pracy z różnymi trenerami. Od momentu rozpoczęcia prawdziwej przygody z kolarstwem (rok 2008), zawsze ktoś rozpisywał mi plan treningowy. Analizując te wszystkie lata, uświadamiam sobie, jak bardzo zmieniło się moje podejście do trenowania pod okiem trenera. Myślę, że to dość ciekawy temat. Chyba rzadko się o tym mówi, szczególnie z perspektywy zawodnika.
Trening to dość skomplikowany proces. Trzeba wyodrębnić konkretne fazy i dobrać właściwą proporcję środków treningowych. Każda jednostka powinna być odpowiednio zaplanowana i mieć określony cel. To wszystko jest trudne i wymaga sporej wiedzy. Właśnie dlatego korzysta się z trenera – osoby, która to ogarnia i wie jak to zrobić. W przypadku kolarstwa, rola trenera w dużej mierze polega na wysyłaniu planu treningowego i analizie plików z wykonanych jednostek treningowych. Nikogo nie powinien dziwić brak trenera podczas treningu. Kolarstwo to sport indywidualny i wytrzymałościowy, a nie drużynowy, nie techniczny. Codzienna obserwacja swojego zawodnika jest raczej zbędna i mało możliwa, choć na pewno warto zobaczyć podopiecznego raz na jakiś czas. Na wyścigu, czy treningu – wtedy można wyłapać jakieś błędy, np. w postawie, sposobie jazdy, technice pedałowania. Najczęściej trenujemy jednak sami, wykonujemy konkretne zadania, a po powrocie do domu zgrywamy plik. Każde uderzenie serca (pulsometr), każdy ruch korbą (pomiar mocy), jest zapisane, więc trener ma dokładne info, co robiliśmy. Dodatkowo komunikujemy się za pomocą platformy treningowej, FB, czy rozmowy telefonicznej. Mamy 21 wiek i tak to właśnie wygląda. W sumie wszystko ok, ale….
Nie jesteśmy maszynami. Nie możemy wszystkiego przewidzieć. Wykonanie wszystkich zaplanowanych treningów nie gwarantuje sukcesu. Trening jest tylko częścią całej układanki. Jest wiele innych czynników, które mają wpływ na naszą formę i samopoczucie. Co jemy, ile śpimy, jak wygląda plan dnia, jakie mamy obowiązki. Wszystko trzeba właściwie poukładać. Dopiero wtedy można czerpać pełne korzyści z wykonanego planu treningowego. Dotyczy do każdego – od początkującego amatora, aż po zaawansowanego prosa. Tak naprawdę dopiero po latach trenowania zrozumiałem, że najważniejsze w tym wszystkim są dwie rzeczy: uczenie się własnego organizmu i komunikacja z trenerem. Tylko i aż tyle.
Uczenie się własnego organizmu.
Pamiętam, jak zaczynałem swoją przygodę z trenowaniem kolarstwa. Dostawałem plan, realizowałem go i wysyłałem trenerowi uzupełniony dzienniczek. Wszystko zrobione „od A do Z”, co do minuty. Oczywiście byłem z siebie mega dumny. Nie wnikałem w jakieś „zbędne szczegóły” – po co mi był dany trening i jak się po nim czuje. Czas się zgadzał, puls się zgadzał -wszystko grało. Zdarzało mi się robić trening przy dużym przeziębieniu, fatalnych warunkach pogodowych, czy w środku nocy na trenażerze po całym dniu różnych zajęć. Dziś wiem, że to był błąd. Wiem, że niekiedy lepiej odpuścić, czasem dołożyć więcej, innym razem coś zmienić. Organizm wysyła sygnały, które trzeba dobrze zinterpretować i odpowiednio się do nich dostosować. Nie jest to proste i z pewnością wymaga wielu lat nauki. Widzę po sobie, że 10 lat to wciąż za mało 😉 Kolejne 10, też pewnie nie wystarczy. Mówi się, że człowiek uczy się przez całe życie i faktycznie ma to sens, również w treningu. Ważne jest, żeby chcieć się nauczyć. Skupić się na sobie, własnych odczuciach, a następnie wyciągnąć właściwe wnioski. Nikt nie zna naszego organizmu tak dobrze, jak my sami. Trzeba z tego korzystać.
Komunikacja.
Informacja o planie dnia, o przemyśleniach, odczuciach – trener musi dostawać takie info na bieżąco. Bez tego nie jest w stanie skutecznie zaplanować treningów. Jeszcze kilka lat temu, nie przykładałem do tego większej wagi. Wykonywałem plan, nie zastanawiałem się nad tym wszystkim. Nawet gdy pojawiał się jakiś temat o którym powinienem porozmawiać, zazwyczaj to olewałem. Najważniejszym celem było zrobienie treningu. Nic więcej mnie nie interesowało. Nie potrafiłem odpuścić i powiedzieć, że źle się czuje, że nie mam czasu, że jestem zmęczony. To chyba częsty błąd u ambitnych, początkujących sportowców. Takie trenowanie „na pałę” jest głupie, niebezpieczne i może źle się skończyć. Bez ciągłego przepływu informacji, właściwy trening jest niemożliwy.
Podsumowując mój wywód.
Drogi zawodniku, nie oczekuj od trenera cudów. Możesz realizować jego bardzo dobry plan, dostosować się do wielu przydatnych wskazówek, a i tak nic z tego nie wyjdzie. Przede wszystkim musisz słuchać swojego organizmu i na bieżąco informować trenera. Dopiero wtedy Wasza współpraca przyniesie prawdziwe korzyści. Zanim kogoś skrytykujesz, zastanów się, czy sam zrobiłeś wszystko jak należy. Szybko i łatwo oceniamy innych, a zdecydowanie rzadziej zastanawiamy się nad swoim postępowaniem. Amen.
Na koniec wysoka piona dla wszystkich trenerów i zawodników! 🙂
fot. okładkowe – Elżbieta Rogóż
Dodaj komentarz