Gościęcin – malutka wieś w województwie opolskim położona w środku niczego. Z pewnością nigdy bym nie usłyszał o tej miejscowości, gdyby nie zawody CX. Chyba żaden wyścig przełajowy w Polsce nie ma takiej tradycji jak ten – to była już XXIII edycja „Bryksy Cross” Gościęcin. W poprzednich latach wyścig miał międzynarodową kategorię UCI. Tym razem był „tylko” Super Pucharem Polski, ale i tak pojawiło się sporo zawodników z Czech. Do tego oczywiście czołówka naszych „błotniaków”.
Do Gościęcina ruszyłem w sobotę, wieczorową porą, zaraz po gali Polskiego Związku Kolarskiego. Na podsumowaniu sezonu zostałem wyróżniony za wygranie indywidualnej klasyfikacji PZKOL. Miła nagroda za udany sezon, choć zbieranie punktów do „szelanżu” nie było dla mnie jakieś kluczowe. Tak jakoś wyszło 🙂
Sam przebieg gali może nie był porywający, ale fajnie było zobaczyć gwiazdy polskiego peletonu z różnych odmian kolarstwa, w tym medalistów tegorocznych igrzysk – Maję Włoszczowską i Rafała Majkę. Podczas wręczania wyróżnień, ciężko było nie zauważyć, że kolarstwo górskie jest trochę „z tyłu”, daleko za torem i szosą. Zawodników z toru – całe mnóstwo, z szosy – sporo, z mtb – zaledwie garstka. Cóż, faktycznie medali z międzynarodowych imprez w cross-country mamy niewiele. Też szans na ich zdobycie jest zdecydowanie mniej. Kolarstwo górskie to po prostu mniejsza dyscyplina, przez co jest gorzej traktowana …Trochę szkoda, bo przy niewielkim nakładzie finansowym (w porównaniu do tego co wydaje się na tor i szosę) mogło by to fajnie działać…no ale na chwilę obecną jest jak jest, czyli słabo. Może coś się ruszy po 10.12.2016 (wybory na prezesa PZKol)…Trzeba mieć nadzieję. Ludzi, którzy chcą zrobić coś fajnego w tym środowisku, naprawdę nie brakuje. Jest fajny Puchar Polski, który od dwóch lat rozwija się i na przyszły rok wygląda bardzo obiecująco. Powstała kadra młodzieżowa, kadra juniorów…coś drgnęło. Komisja MTB w mojej ocenie działa bardzo dobrze, tylko należy im w tym nie przeszkadzać. No nic…nie o tym w sumie miałem pisać, choć te sprawy dotyczą bezpośrednio zawodników (mnie również), więc mogę wyrazić swoje zdanie 🙂
Po zakończeniu gali szybkie jedzenie, trochę rozmów i kierunek Gościęcin. Nocowanie po drodze w Częstochowie i rano dalej w drogę. Druga część podróży – niesamowita! 🙂 Jazda lokalnymi, wąskimi asfaltami, które przecinają pola, lasy, łąki. Jak na koniec świata…ale ma to swój urok 🙂
Dojazd, zapisy, rozpakowanie auta, przebieranie i objazd trasy. Byłem tu dwa lata temu, więc wiedziałem co mnie czeka.
Zawodnik z CX mówi o tej trasie mniej więcej tak: „mega fajna, świetnie zrobiona trasa, kwintesencja ścigania przełajowego” Zawodnik z XC (czyli ja) po przejechaniu rundy łapie się za głowę i myśli tak: „jak może się podobać takie coś”…:) Tak właśnie jest – CX a XC to dwie zupełnie odmienne dyscypliny, niby tylko literki poprzestawiane, ale jednak różnica ogromna.
Jazda po trawiastym wale góra-dół, mnóstwo zakrętów, kilka przeszkód – tak w skrócie bym opisał trasę. Dwa lata temu było sucho i jechało się w miarę ok. Dobrze pamiętam słowa mojego byłego trenera, doświadczonego przełajowca – Andrzeja Michniaka. Powiedział coś w stylu „prawdziwa zabawa zaczyna się tu przy mokrych warunkach” Faktycznie…teraz miałem okazję się o tym przekonać.
Przed naszym startem mocniej popadało. Wjechałem jeszcze na rundę żeby „obadać” sytuację. Podłoże momentalnie zamieniło się w śliską, błotną breje. Po jednym okrążeniu mój rower był już cały oblepiony błotem. Zapowiadało się ciekawie.
Ustawianie na starcie, szybkie zdjęcie ciepłych ciuchów i można jechać.
Zacząłem fatalnie – drobne problemy techniczne spowodowały, że zostałem kilka sekund za wszystkimi. Na pierwszych zakrętach dojechałem do „ogona” peletonu i starałem się szybko odrobić straty. Tłok, spore zamieszanie, trochę przepychania. Nawet nieźle szło, na błocie czułem się dość pewnie. Oczywiście nie porównuję się tu do czołowych zawodników…raczej tak na moje standardy 🙂 Stopniowo przesuwałem się do przodu i dość szybko znalazłem się w połowie stawki. Z okrążenia na okrążenie czułem się coraz lepiej. Starałem się uniknąć jakichś głupich błędów, jednak w tych warunkach nie było to takie proste – zaliczyłem sporo potknięć, kilka wywrotek. Mimo wszystko zaczęło mi się to podobać. Cały czas miałem z kim się ścigać, kibiców sporo, nawet na chwilę wyjrzało słońce. Na koniec pełna mobilizacja żeby uciec przed dublem od Marka Konwy.
Przejechałem cały dystans z czasem 58min 20sek, zajmując 14-ste miejsce. TU wyniki.
Cóż…jak na zawody CX, wyścig uważam za w miarę udany. Dobre ściganie, jazda na 100% i walka do końca o każde miejsce – to lubię. Tego dnia drugi rower był na wagę złota. Myślę, że mój po wyścigu ważył 2x tyle co normalnie 🙂 Pod koniec miałem problemy z podnoszeniem roweru przy pokonywaniu przeszkód. Z drugiej strony, jestem pełen podziwu dla mojej przełajówki, że w ogóle jakoś działała i toczyła się do przodu 🙂
Po zawodach przebieranie, powrót i mycie roweru…prawie tak samo ciężkie jak sam wyścig 😉
Następny cyclocross – prawdopodobnie Katowice 17.12.2016
Zdjęcie okładkowe: Mateusz Pikos
Dodaj komentarz