Trochę się bałem tego wyjazdu. Zakopane to raczej nie mój klimat – tłumy ludzi i sporo zamieszania. Raczej mało kolarskie okolice, zwłaszcza zimą. Dróg niewiele, samochodów dużo, mrozy i opady śniegu bardzo prawdopodobne. Z drugiej strony miałem ochotę na jakiś „sylwestrowy” wyjazd. Korzystając z uprzejmości Cioci, miałem możliwość pobytu w okolicach Zakopanego, a dokładniej w Kościelisku.
Teoretycznie kilka dni bez roweru jest do przeżycia – można pobiegać na nartach, pójść na siłownię czy popływać. To był jednak okres przed Przełajowymi Mistrzostwami Polski , więc treningi na rowerze jak najbardziej wskazane. Zapakowałem bagaże, rower i rolkę z nastawieniem, że będę kręcił pod dachem. Jak się okazało, rolka się nie przydała, a treningi na zewnątrz dostarczyły mnóstwo pozytywnych wrażeń 😀
Pobyt krótki, bo tylko 4 dni, ale trzy rowerowe treningi udało się zrobić.
31.12.2017 to podróż i nocny spacer na Gubałówkę. Tam razem z dziewczyną przywitaliśmy rok 2017 . W pierwszy dzień nowego roku nie pchałem się w wyższe góry. Zadania treningowe preferowały raczej bardziej płaski teren, bez dłuższych podjazdów. Jeździłem w okolicach Ciche-Czerwienne-Nowe Bystre. Fajne szosy, słoneczko grzało, no i te widoki – Tatry robią niesamowite wrażenie. Ciężko oderwać od nich wzrok. Następnego dnia w planie miałem powtórzenia z wyższą intensywnością. Po długich rozważaniach zdecydowałem się na podjazd z Zakopanego do Łysej Polany. Wiedziałem, że warunki na górze mogą być różne, ale nie potrafiłem sobie odmówić tej przyjemności. Tak to już jest jak chłopak z Mazowsza przyjedzie w góry 😉 Pokręciłem się na podjeździe góra-dół, zrobiłem swoją robotę, a następnie wjechałem jeszcze kawałek wyżej. Tam czekała na mnie nagroda – świetne widoki! Chmury powoli nadchodziły ale załapałem się jeszcze na chwilę ze słońcem. Było naprawdę fajnie.
Powrót ostrożny – na zjeździe było miejscami ślisko. Następnie przejazd prze zakorkowane Zakopane, podjazd pod Kościelisko i koniec. Trening lekko się przedłużył, ale było warto 🙂
Następnego dnia jazda z samego rana. Tym razem spokojnie po płaskim. Trening o wschodzie słońca to świetna sprawa. No…może nie przy -10 C, ale temperatura szybko rosła 🙂 Poranne słońce fajnie oświetlało góry, a nienerwowe kręcenie pozwalało na podziwianie krajobrazu. Po powrocie do mieszkania szybkie ogarnięcie, pakowanie i koniec tego dobrego – wskok do Vitolda – kierunek Warszawa.
Krótki, bardzo fajny pobyt, który przekonał mnie, że warunki na rower są zawsze i wszędzie. Oczywiście to duże uproszczenie, ale coś w tym jest. Tym razem trafiła się świetna pogoda, choć dopóki nie ma ekstremalnych mrozów, czy bardzo dużych opadów śniegu – można jeździć. Nawet zimą w polskich górach. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że w takich warunkach jakie miałem chociażby na tym wyjeździe, wolę trenować w polskich górach niż np. w hiszpańskim Calpe. Powód jest prosty – u nas jest pięknie, mamy świetne tereny, a Zima też ma swój urok 🙂
Co nie znaczy, że nie można się na chwilę do Calpe wybrać tej zimy 😉
Wspaniale, że udało się połączyć przywitanie Nowego Roku z wyjazdem do pięknego Zakopanego i jazdą na rowerze. Jestem pełna podziwu dla jazdy rowerem zimową porą. Oczywiście widoki w pełni rekompensują i zapewne dodają otuchy jednak temperatury i nawierzchnia wymaga ostrożności. Super, że pobyt był udany 🙂