Organizacyjnie trochę misja ten wyjazd, ale chęci były duże. Brakuje ścigania, więc jak tylko pojawiła się okazja, to trzeba było skorzystać. Najciężej poukładać te wszystkie covidowe procedury – jaki test, na ile godzin ważny, kiedy, gdzie, jakie papiery itp. Jak już te tematy są jasne, to jest z górki.
Wyjazd zorganizowany wspólnie z WKK, w silnej ekipie – Klaudia, Tosia, Matylda, Konrad, Karol. Dołączyła też do nas Patrycja. Ja pojechałem w roli zawodnika i „ogarniacza”, choć prawda jest taka, że cała ekipa pięknie pracowała, żeby cały wyjazd poszedł sprawnie.
Po wielu konsultacjach i wyszukiwaniu najnowszych informacji, scenariusz wyjazdu był taki: Zgłoszenia (zamknięte już na tydzień przed imprezą), wysłanie danych osobowych do organizatora, otrzymanie pozwolenia na wjazd do Słowacji bez obowiązkowej kwarantanny, na wszelki wypadek dodatkowy papier z PZKol, piątek podróż do Katowic, sobota rano w Katowicach test antygenowy, jazda na Słowacje i trening na trasie, niedziela ściganie i szybki powrót, bo test ważny przez 48h (czas na powrót przez granice). Wszystko poszło całkiem sprawnie 🙂
Trasa z tych bardziej górskich, położona przy stoku narciarskim. Pierwsza część to przede wszystkim jazda do góry, ale urozmaicona krótkimi, technicznymi zjazdami. Po wjeździe na szczyt dużo zabawy w dół, choć również co chwila trzeba była pokonać krótszy podjazd. Ogólnie fajnie.
W sobotę objeżdżaliśmy trasę w ciepłych promieniach słońca. Niestety w dzień wyścigowy nie było już tak kolorowo. Padało, wiało, a temperatura chyba nie przekraczała 10 stopni. W związku z opadami deszczu, na trasie zrobiło się sporo błota.
Moje przygotowania do startu niestety wyjątkowo nerwowe. Najpierw pomagałem dziewczynom i podawałem bidony/żele na boksie. To luz, bo miałem jeszcze ponad godzinę, żeby po zakończeniu wyścigu dziewczyn, ogarnąć się i wykonać rozgrzewkę. Wszystko by było ok, gdyby nie pomysł zmiany opon na Patrole. B-traile na panujące warunki średnio pasowały, także postanowiłem z tym jeszcze powalczyć. Normalnie to kwestia 10 minut. Oczywiście jak ma coś nie wyjść, to w momencie, gdy się spieszysz. Opona nie chciała mi wejść na ranty (oczywiście zalewałem mlekiem), czasu coraz mniej, a ja cały w mleku. W pewnym momencie zrezygnowałem, przełożyłem koła od Patrycji (całe w błocie, bo Patrycja była tuż ściganiu) i tak postanowiłem jechać. Nie byłem szczęśliwy z tego powodu, ale już nie miałem innego wyboru. Tu z pomocą przeszedł Michał – mechanik z JBG2 Team, który pożyczył pompkę z „doładowaniem” i zaczął ogarniać temat zmiany opony. Nawet już mówiłem, że nie ma co, że nie chce wejść ta opona i bez sensu z tym walczyć. Po 2minutach miałem ogarnięty temat. Podziękowałem i pokłoniłem się pięknie. Wiszę Michałowi piwo. Z resztą to nie pierwsza taka pomoc, także ogarnę coś więcej 😀
A przechodząc do ścigania….
Obstawa całkiem mocna, Ja z nr 20, co wynikało z rozstawienia z punktów UCI. Na starcie prawie 70-ciu zawodników, także ta 20-stka była całkiem ok. Punkty UCI z zeszłorocznych MP robią robotę.
Początek długo do góry. Nie lubię takich startów. Nigdy nie wypadam na czymś takim dobrze. Fizycznie nie jestem w stanie trzymać się chociaż połowy stawki na imprezach takiej rangi. Pierwsze minuty to cierpienie i utrata swojej przyzwoitej pozycji startowej. 1, 2 okrążenia bardzo chaotyczne w moim wykonaniu. Błędy na elementach technicznych i bardzo przeciętna jazda. Od trzeciego okrążenia złapałem swój rytm. Zaczęło mi się przyzwoicie jechać pod górę. Za zjazdach czułem się bardzo pewnie. Systematycznie odrabiałem pozycje – gdzieś z okolic 30-stego miejsca z 1-2 rundy, przebiłem się ostatecznie na 22 lokatę. Ciekawe ściganie miałem, ponieważ między 20-26 miejscem, była różnica zaledwie 1min. Wymusiło to na mnie jazdę do końca na 101%. Czas 1h 54min – jak na wyścig XC, bardzo długo. Za sprawą ciekawej walki przez większość rund, jazda minęła mi błyskawicznie. Wyniki TU. Warto dodać, że cały wyścig wygrał Kuba, Filip czwarty, Karol 9. Mocne chłopaki z Polski! Dziewczyny również, ponieważ w TOP 10 była Matylda (3miejsce) i Klaudia (7miejsce). Gratulacje!
Poniżej wypisuje kilka plusów i minusów z tego ścigania. Myślę, że niektóre przemyślenia i wnioski, mogą się Tobie przydać 🙂
Plusy:
Technika – przez większość wyścigu, poza początkiem, technicznie czułem się bardzo dobrze. Widziałem, że robię przewagę nad zawodnikami, z którymi bezpośrednio walczyłem. Do pokonania mieliśmy wiele elementów ze śliskimi korzeniami. Takimi nieprzyjemnymi, co to lubią podciąć koło. Bardzo płynnie pokonywałem te odcinki. Ogólnie lubię motyw śliskich korzeni. Mam wrażenie, że nieźle sobie z nimi radzę. Balans ciałem i odpowiednie dociążanie-odciążanie roweru, jest kluczowe do sprawnego pokonywania takich elementów. Przed takimi korzeniami wgnieć rower w ziemie, a wjeżdżając na nie, pozwól sile zadziałać w drugą stronę. Takie trochę pompowanie, gdzie w trakcie najazdu na korzenie, starasz się być jak najlżejszy. Tylko je muskasz, a nie twardo w nie wjeżdżasz. Nie wiem, czy dobrze to wyjaśniłem, ale lepiej chyba nie potrafię.
Jedzenie – dobrze ogarnąłem temat, co logistycznie wymagało ode mnie chwilę pomyślenia i zaplanowania. Zawsze odliczam sobie godziny posiłków, od godziny startu. Wiem, że ostatni posiłek lubię zjeść na 3h przed startem. Wcześniej 5,5h i 8h. Mając start o 14:30, godziny posiłków wychodzą następująco: 11:30 – posiłek przedstartowy, 9:00 – śniadanie. Gdyby start był np. o 16:00, to z pewnością by było śniadanie – drugie śniadanie -posiłek przedstartowy. Piszę o standardowym przykładzie, a w przypadku tych zawodów, 11:30 wypadała tuż przed startem dziewczyn, gdzie nie było czasu na jedzenie. Zjadłem trochę o 11:15 i dokończyłem o 12:00, jak byłem już w boksie technicznym. Makron z miodem był grany tym razem. Czasem jest to ryż na słodko, innym razem makaron z pesto, zdarza się kasza jaglana. W każdym razie węglowodany 🙂
Minusy:
Początek wyścigu: Kiepski start i wiele błędów techniczno-taktycznych na początku. O ile taki ogień do góry zaraz po starcie nigdy nie był moją mocną stroną, to tych błędów technicznych mogłem uniknąć. Najlepszą opcją byłby wjazd na jedną rundę na 40min przed startem. Teoretycznie był na to czas, ponieważ między wyścigiem kobiet, a mężczyzn, mieliśmy odstęp 1h. W początkowej fazie po prostu nie czułem roweru, a warunki na trasie były dla mnie jedną wielką niewiadomą. Za bardzo sugerowałem się innymi zawodnikami, którzy obok mnie biegali jakiś dany fragment. Widząc to, też decydowałem się na schodzenie z roweru, choć jak się okazało na 3,4,5,6 rundzie, byłem w stanie płynnie przejechać i zyskać na tym sporo czasu. Pierwsza faza rozgrzewki wykonana na rundzie, poznanie warunków i ustalenie taktyki (gdzie jechać, gdzie biec, którą linię wybrać), to w mojej ocenie byłby dobry pomysł.
Ogarnięcie przedstartowe: Nigdy więcej zmiany opon na ostatnią chwilę. Sam sobie jestem winny takiej nerwowej sytuacji, bo mogłem z tym pobawić się wcześniej. Co prawda czasu w trakcie całego wyjazdu nie było zbyt wiele, ale jakbym chciał, to bym to ogarnął w lepszym momencie.
Podjazdy: Niby było ok, czułem się nieźle, czułem moc i takie „pozytywne” pieczenie w nogach, ale tak górskie trasy nie wybaczają dodatkowych kilogramów. Mam 3kg do zdjęcia i jestem w trakcie wojny ze słodyczami (już od 4 dni!! :D). Waga, którą powinienem mieć to 67kg. W tej chwili jest 70kg. Przepis jest prosty – lekki deficyt kaloryczny z dnia na dzień. Jak to osiągnąć – odłożyć „coś słodkiego” do kawy po obiedzie i kolacji. Najlepiej, żeby nie było tego w domu, a już na pewno na oczach! „Nie polegać na silnej woli, tylko tak ustawić środowisko zewnętrzne, żeby nie trzeba było jej używać”, jak to Pan Miłosz Brzeziński pisze w swojej książce 🙂 Innymi słowy, jak nie będziesz miał/a ciastka w domu, to go nie zjesz w chwili słabości. 0,5 kg/tydz to bezpieczna utrata masy ciała, także w okolicach połowy czerwca planuję osiągnąć te 67kg. Nieprzypadkowo tutaj o tym piszę – jesteś drogi czytelniku, moją dodatkową motywacją 🙂 Za około 6tyg dam znać, co z tego wyszło.
Podsumowując ściganie- czułem się nieźle, pojechałem przyzwoicie, ale forma jeszcze nie ta. Pracujemy dalej 🙂
Po zawodach ogarnięcie, pakowanie i powrót do Polski. O trzeciej w nocy zajechałem do domu. Intensywna majówka 🙂
Na koniec światopoglądowa anegdota: W trakcie wyścigu miałem jakieś dziwne spięcie z kolegą z Czech. Próbowałem go wyprzedzić ze 3 razy, ale za wszelką cenę nie chciał mnie puścić. Jechałem od niego wyraźnie szybciej, ale blokował mnie na zjazdach i rzucał się strasznie. Krzyczał, żebym się.. „Fuck You” i że jestem „piece of shit”. Pozdrowiłem go równie serdecznie, a w odpowiednim momencie wyprzedziłem i odjechałem. Na mecie podszedłem do niego, zbiliśmy żółwika, wymieniliśmy kilka życzliwych zdań i poszliśmy w swoje strony. Bardzo lubię takie kończenie konfliktów. Mniej spiny i kłótni, a więcej uśmiechu, luzu i życzliwości. Nie zawsze za wszelką cenę trzeba udowadniać swoją rację.
W kolejny weekend ściganie w Wesołej – SIXT Puchar Mazowsza (15.05)! Kto wpada ? 🙂
Pzdr!
fot. okładkowe: jmphoto.sk
Dodaj komentarz