• 30 sierpnia 2018

Puchar Słowacji UCI C2, Lietava, 26.08.2018

Puchar Słowacji UCI C2, Lietava, 26.08.2018

Puchar Słowacji UCI C2, Lietava, 26.08.2018 1024 684 Maciej Jeziorski - Trener i zawodnik kolarstwa

Nie miałem tego wyścigu w swoim kalendarzu, ale tak jakoś wyszło, że jednak zdecydowałem się na start. Zebraliśmy fajną paczkę (Krzychu Łukasik, dziewczyna Krzyśka – Ola, Michał Lachowicz, ja) i w sobotę z rana ruszyliśmy na Słowację.

Ponad 500 km, niecałe 7 h podróży. Miejscowość Lietava przywitała lekkim deszczem i chłodem. Nie zważając na aurę, przebraliśmy się szybko i ruszyliśmy na trasę. Runda świetna! Kręta, techniczna, z dość krótkimi podjazdami i ciekawymi zjazdami. Lekko podmokły teren sprawił, że było jeszcze ciekawiej – dopóki większość odcinków jest przejezdna, błoto potrafi być naprawdę fajne.

Po treningu ogarnęliśmy się i ruszyliśmy na kwaterę.

Wieczór spędzilśmy m.in na myjce przy stacji benzynowej, w celu dopieszczenia naszych maszyn.

Niedziela przywitała nas solidnym deszczem. Cóż, prognozy były jednoznaczne i tak naprawdę każdy się tego spodziewał. Nie pozostało nam nic innego jak zejść do rowerów i zmienić ogumienie na mokre warunki.

fot. imphoto.sk

Przed 13:00 dojechaliśmy na miejsce zawodów. Michał (kat. Junior) startował o 14:00. Dość szybko wrócił z wyścigu. Był tak brudny, że ciężko było chłopaka poznać. Na dodatek nie miał buta na prawej nodze – uszkodził klamrę i nie był w stanie ukończyć zawodów. Słabo. Ogólnie to nie są łatwe sprawy. Szykowanie się do swojego startu z pełną świadomością tego, jak to będzie wyglądało…w tym przypadku było naprawdę ciężkie. Tak sobie patrzyłem na Michała, na jego oblepiony błotem  rower, na jego brudne ciuchy…. i mocno mnie to zniechęciło. Informacja, że 70% rundy jest nieprzejezdne, nie polepszyła mojego nastawienia.

Ruszyliśmy o 16:00. Chwila asfaltu i wjazd w teren… no bardziej wbieg. Podłoże totalnie nie nadawało się do jazdy.  Czułem się dobrze i po kiepskim starcie zacząłem wyprzedzać zawodników. Środkową część rundy po polu, dało się pokonać na rowerze. Po wspinaczce  na najwyższy punkt, znów wjeżdżało się do lasu, znów w  bagno.  Zjazdy i bardziej płaskie odcinki jeszcze dało się przekręcić. Każde wzniesienie z buta. Pierwszą rundę pokonałem całkiem sprawnie, koło 10-12 pozycji.

Jaja zaczęły się zaraz  po rozpoczęciu drugiego okrążenia. Zalepione błotem opony,  uniemożliwiały pchanie roweru. Koła nie chciały się kręcić. Każde wejście na górę było dużym wyzwaniem. Starałem się podnieść rower, ale nie miałem tyle sił.  Rower ważył pewnie jakieś 25-30kg. Przez głowę przechodziły myśli o rezygnacji i szybkim zakończeniu tej parodii.

Całe szczęście,  fragment po polu + bardziej zjazdowa część rundy, wciąż były  przejezdne.

No kolejnym okrążeniu, gdy znów nie byłem w stanie wtargać roweru pod górę, podjąłem kolejną próbę podniesienia swojego Rometa. Tym razem sposobem, bardziej z nóg, tak jakbym robił przysiad. Udało się! To był przepis na sukces. Kolejne błotne wzniesienia pokonywałem znacznie szybciej.

Po dopracowaniu techniki podbiegów z  rowerem na plecach, nawet zaczęła mi się podobać ta wycieczka. Rundy 4,5 upłynęły  znacznie szybciej i udało się wyprzedzić kilku zawodników. Na ostatnie okrążenie nie zostałem wpuszczony, ponieważ  dostałem dubla od pierwszego zawodnika. Nie mam pojęcia, jak ten gość mógł tak szybko biegać z rowerem przy tych warunkach.

Błotną kąpiel kończę na szóstym miejscu z czasem 1h 48min. TU wyniki.

Wynik całkiem fajny, pewnie ciężki do powtórzenia w suchych warunkach. Daleki jestem od euforii, bo niewiele miało to wspólnego z jazdą na rowerze.  Jest pewna satysfakcja z ukończenia i zgarnięcia kilku punktów UCI.

Po zawodach ogarnięcie się, pakowanie do auta, powrót  i o 2:00 zameldowałem się w  domu.

Intensywny weekend.

Kolejny przystanek: Puchar Polski XCO, Głuchołazy, 1.09

Pzdr!

 

Fot. okładkowe: imphoto.sk

Dodaj komentarz