Austria zimą raczej niewiele ma wspólnego z trenowaniem kolarstwa. Zdecydowanie bardziej kojarzy się z fajnymi miejscówkami na narty zjazdowe. Kiedyś regularnie ferie spędzałem gdzieś w Alpach. Rodzinne wypady z dużą grupą znajomych – fajne czasy.
Swoją przygodę z narciarstwem zjazdowym zakończyłem w szesnastym roku życia. Kontuzja kolana a później większe zaangażowanie w treningi kolarskie, skutecznie wykluczyły zjazdówki. Po dziewięciu latach przerwy, znów zdecydowałem się na zimowy wypad do Austrii. Pojechałem z Tatą. Tata wziął narty, ja rower 🙂
Do Ramsau (miejscowość w której mieszkaliśmy) jechałem z nadzieją, że jakoś uda się zrealizować plan, być może w dużej części pod dachem na rolce (którą też wziąłem). O tej porze roku w wysokich górach bywa różnie.
Teraz, po powrocie, śmiało mogę napisać – to były jedne z ciekawszych treningów w moim życiu. Ciekawe nie zawsze znaczy miłe i przyjemne, ale na pewno takie, które zapamiętam na długo. Przeżycia estetyczne jakich doświadczyłem podczas tych kilku dni, są tak niesamowite, że aż ciężkie do opisania. Zarówno w pochmurny dzień, jak i przy pełnym słońcu. Chwilami było chłodno, mokro i nieprzyjemnie. Czasem, jak to na treningu bywa, zapiekło w nogach i płucach. To jednak nic w porównaniu z tym co zobaczyłem – alpejski zimowy krajobraz rekompensuje wszystkie nieprzyjemne momenty. Właśnie za to kocham kolarstwo. Sport ciężki ale przede wszystkim piękny! 🙂 Idąc jeszcze dalej można napisać – kolarstwo jest piękne bo świat jest piękny 😀 Tu już wkradają się myśli filozoficzne…no ale chyba coś w tym jest 😉
…no i duży plus jazdy na rowerze – nie zaburzając treningu, można strzelać foty 😉 Poniżej kilka z nich:
Dodaj komentarz